Łucja
tego dnia odkryła, że z parteru można wejść na wieżę. Znajdowały się tam drzwi,
które łączył się ze schodami wieży od piętra.
Nie
mogąc się powstrzymać, weszła na strych. Wyglądał on dość normalnie. Można
raczej powiedzieć, że wyglądał jak biblioteka. Przy ścianach znajdowały się
regały z milionami książek. Wszystkie tyczyły jednej treści - potwory, mity i
legendy. Bestie takie jak wampiry, wilkołaki, śpiący rycerze czy herosi. Łucja,
z każdą minutą coraz bardziej przywiązywała się do tego domu. Czuła, że jest z
nim związana psychicznie, nie miała zamiaru znów się wyprowadzać.
Wziąwszy
parę książek z pierwszego regału wróciła do pokoju i tam pozostała do końca
dnia.
Nazajutrz
obudziła się o godzinie piątej trzydzieści. Nie chciała iść do nowej szkoły,
lecz pocieszeniem było, że jest dopiero początek września. Nie zajęło jej długo
ubranie się i umycie. Zjadła śniadanie i przygotowała się do lekcji. Mama
podarowała jej plan ze wszystkimi szczegółami. Pierwsza lekcja zaczynała się o
godzinie ósmej. Pół godziny przed wyjechała z domu na swojej deskorolce. Nigdy
się z nią nie rozstawała. Przy plecaku miała specjalną przypinkę na nią.
Szkoła była
zrobiona z ciemno szarych, ciosanych kamieni. Przypominała stare zamczysko,
lecz mniejsze i pełno w niej było osób. Zatrzymała się przed wielką, czarną
bramą przepełnioną spiralami. Obejrzała ją wzdłuż i wszerz, po czym westchnęła
i weszła do nowej szkoły. Korytarze były brudno czerwone. Na sufitach wisiały
zwykłe lampy, co zupełnie nie pasowało do wnętrza. Podłoga z płytek była czysta
i błyszcząca. Na ścianach wisiały różne obrazy, dyplomy i puchary. Nie było tu
dużo drzwi. W kilku miejscach od korytarza głównego prowadziły boczne. Nowa
szkoła zdawała jej się być tak samo tajemnicza jak dom.
Idą
korytarzem wszyscy patrzyli na nią uważnie. Nie czuła się z tym dobrze, lecz
nie dało się po niej tego poznać. Szła z obojętnym spojrzeniem, na luzie. Jakby
była to już co najmniej paręnaście razy. Mama dokładnie wytłumaczyła jej, gdzie
znajduje się gabinet dyrektora. Tam właśnie miała się udać. Korytarz główny
zaprowadził ją „na zewnątrz”. Poczuła świeże powietrze, zielona trawa była
pięknie wygładzona. Choć całość było okryte wielkim, szklanym i półokrągłym
dachem. Było tam najwięcej osób. Siedzieli na trawniku lub podpierali się
ścian.
Łucji
kazano przejść na drugą stronę. Idąc przez trawnik zauważyła, że jedna
dziewczyna w towarzystwie swoich koleżanek, znęca się nad inną.
„ - W
sumie nic się tam nie dzieje. Tylko się szarpią. To nie moja sprawa. Muszę udać
się do dyrektora.” - myślała.
- Jesteś
samolubką o ptasim móżdżku! - krzyknęła ofiara.
-
Zapłacisz za te słowa!
Dziewczyna
z blond włosami popchnęła ofiarę. Ta się przewróciła, a wszyscy uczniowie
patrzyli na tę scenę. Blond włosa dziewczyna cofnęła pięść do tyłu, aby uderzyć
z całej siły. Czarnowłosa na widok lecącej ku niej pięści mocno zacisnęła
powieki. Bała się. Odczekała chwilę, ale co to? Nie poczuła na sobie żadnego
uderzenia. Otworzyła oczy i zauważyła dziewczynę. Była to
Łucja. W swojej dłoni trzymała zaciśniętą pięść napastniczki. Ta próbowała się
oswobodzić, lecz na nic. Łucja była bardzo silna.
-
Puszczaj mnie! Słyszałaś?! Puszczaj! - wściekała się.
- Jak
chcesz - odpowiedziała obojętnym głosem Łucja.
Puściła
pięść. Blond włosa dziewczyna upadła twardo na ziemię. Wszyscy byli w szoku.
Nowa dziewczyna ośmieliła się postawić szkolnej primadonnie.
- Och…
Dziękuję ci.
- Nie
ma za co. Ciesz się, że byłam w pobliżu.
-
Jestem Alicja, a ty?
- Łucja,
ale mów mi Luc. Możesz mi pokazać, gdzie jest gabinet dyrektora?
- Bez
najmniejszego problemu.
Alicja
miała jasne, jakby zblakłe czarne włosy i piwne oczy. Patrzyła na świat
roześmianymi oczami, z wiecznym uśmiechem. Nie była wysoka, miała najwyżej metr sześćdziesiąt, a i tak to było za dużo. Przyjrzałam się dokładnie swojej wybawicielce. W jasnobrązowych oczach nie było ani krzty radości, czy szczęścia, czysta obojętność, a nawet groźba. Ciemnobrązowe włosy związane były w idealnego kucyka, ani jeden włosek jej nie odstawała. Opalona skóra świadczyła o tym, że duże przebywa na polu. Był wyższa od Alicji, w końcu każdy jest wyższy od niej, ale Łucja miała swoje metr sześćdziesiąt osiem.
Nowa
towarzyszka Łucji bez problemu zaprowadziła ją do dyrektora. Tam szanowny pan
Arkadiusz trochę opowiedział o czasach, gdy znał jej mamę. Był dla niej bardzo
serdeczny. Opowiedział, że razem chodzili do szkoły w Warszawie. Świetnie się
dogadywali, nawet zostali parą, lecz za niedługo ona się wyprowadziła do
Krakowa i tak rozłączyli się. Potem spotkali się parę razy na wakacjach, ale wtedy
ona już miała innego chłopaka. Dziewczyna słuchała bardzo uważnie i w spokoju.
Następnie dała list dyrektorowi, który napisała jej mama o zwolnienie z zajęć
muzycznych oraz tańców na wychowaniu fizycznym.
Łucja
właśnie szukała swojej klasy, gdy natknęła się na Alicję.
-
Cześć! Czego szukasz? - zapytała radośnie.
- Klasy
numer 146. Mam tam polski.
- O! To
wspaniale. Będziemy w jeden klasie. Choć, pokażę ci, gdzie to jest.
Obie
dziewczyny ruszyły przed siebie. Klasa, w której miała odbyć się lekcja, była
na trzecim piętrze. Korytarz niczym nie różnił się od poprzednich. Wszystkie wyglądały
tak samo. Tylko było tam o wiele więcej drzwi.
Podczas
lekcji Łucja siedziała w jednoosobowej ławce, na samym końcu. Ławka była
dopiero co przyniesiona, więc jej jedyną sąsiadką była Alicja, która siedziała
naprzeciw niej. Nauczyciel był bardzo miły. Umiał wspaniale tłumaczyć. Nikt nie
odwracał głowy, aby spojrzeć na nową dziewczynę, lecz wbrew pozorom, oni bez
najmniejszego problemu oglądali ją cały czas.
Na
przerwie stała pod klasą od informatyki. Wciąż czuła na sobie lodowate
spojrzenia innych. Lecz coś przykuło jej uwagę. Przez korytarz szła dziewczyna
z blond włosami. Ta sama, co zaatakowała Alicję, ale tym razem była w
towarzystwie jakiegoś chłopaka. Miał tak samo blond włosy. Jego oczy były
brązowe, jak drzewo. Posiadał krótkie bokobrody i był wyższy od Łucji o głowę.
Oboje do niej podeszli.
- To
ona. To ta dziewczyna złapała moją pięść i przewróciłam się na oczach
wszystkich - skarżyła się głosem pełnym żalu.
-
Słuchaj no, nowa. To jest Cassie. Ona w tej szkole rządzi, jasne?! I nigdy nie
masz prawa sprzeciwić się jej, jesteś zbyt niskiej partii - odrzekł nerwowo
chłopak.
- Kto
tak powiedział? Ta primadonna, czy umięśniony głupek? Ja nie mam zamiaru
słuchać nikogo, jasne? I radzę, abyś dobrze zapamiętał te słowa - rzekła
spokojnym głosem Łucja.
- Czy
ty w tej chwili ośmieliłaś się mi sprzeciwić?
- Jej,
brawo. Robisz postępy. Mam zacząć klaskać za spostrzegawczość? - zapytała
ironicznie.
-
Pożałujesz! - rozzłościł się przybijając ją do ściany.
-
Przyda ci się parę lekcji. Jeden, gdy przytrzymujesz kogoś przy ścianie
zasłaniaj wątrobę i żebra - uderzyła pięścią w wątrobę. Ten puścił ją i trzymał
rękę w miejscu uderzania. - Dwa, gdy z kimś walczysz, zachowaj równowagę - po
czym podhaczyła go nogą, a on upadł na ziemię, jak długi. - Trzy, gdy wiesz, że
przeciwnik wygrywa, uciekaj jak najszybciej lub błagaj o przebaczenie - rzekła
kładąc stopę na jego klacie.
Wszyscy
byli pod wielkim wrażeniem. Pokonała większego i lepiej zbudowanego od siebie. Łucja
trzymała nogę na jego klacie i czekała, aż coś powie. Twarz miała poważną i
dumną. Zobaczywszy, że ten pełen lęku i trwogi nic nie powie, wzięła nogę i
poszła do toalety. Ubikacje były bardzo zadbane. Czerwone płytki na podłodze i
ścianach, małe lampy i białe zlewy. Łucja weszła do ostatniej kabiny. Usiadła
na desce i zadzwoniła do Emilki.
-
Cześć, Emi.
-
Cześć, Luc. Co się stało?
- A
nic… Dzwonię do ciebie, ponieważ ta szkoła jest jakaś dziwna.
-
Opowiedz mi o niej.
-
Wyobraź sobie, że wygląda jak stare zamczysko. Niektórzy wyglądają, jak
wilkołaki w postaci człowieka.
- Och,
przesadzasz.
- Ale
ja mówię prawdę!
- Luc,
weź się w garść. Doskonale wiem, że jest ci ciężko, ale jesteś silna i wiem, że
sobie poradzisz. Czytasz za dużo książek. Ile osób już pobiłaś?
- Yy…
Dwie. Jednego chłopaka i jedną dziewczynę.
- No
widzisz? I już zaczynasz zachowywać się jak u nas w szkole. Masz tam dać czadu,
mała. Jasne?
- Niech
ci będzie - poczuła ulgę w sercu. To była jedyna bliska jej osoba.
Na tych
słowach rozmowa dobiegła końca. Łucja próbowała otworzyć drzwi, lecz te nie
chciały ustąpić. Zaczęła w nie walić i krzyczeć o pomoc. Nikt nie odpowiadał.
Nagle otworzyły się, a dziewczyna przewróciła. Drzwi od kabiny same się
zamknęły, potem na ich drewnianej części pojawiła się dziwna twarz. Miała ogromne
usta i małe oczy, a nosa w cale nie było. Śmiała się histerycznie i patrzyła na
Łucję. Ta zlęknięta, wzięła plecak i uciekła. Mocno zamknęła po sobie drzwi. Na
korytarzu spotkała Alicję.
-
Witaj!
- Cze…
- odpowiedziała niepewnie.
- Co ci
się stało? Jesteś cała blada.
- Nic,
naprawdę. Wszystko gra.
- Skoro
tak mówisz. Właśnie, kim ty jesteś?
- Jak:
kim?
- No,
bo ja jestem elfem, a ty?
-
Elfem? Zaraz to jakiś żart, prawda?
- Yy…
Taak? - ociągała się nie rozumiejąc. Wolała być ostrożna i wycofać się w odpowiedniej chwili.
- Super.
- odezwała się niewyraźnie.
-
Łucja, Łucja! Patrz, to Nocny Sługa.
- Nocny
Sługa?
- Tak.
Każdy w tej szkole dostaje jakieś przezwisko. Ja mam „Dar Elfa”.
- Aha,
a kiedy dostaje się te „przezwiska”?
-
Podczas chrztu. A wracając do Nocnego Sługi. Jest on jednym z
najprzystojniejszych chłopców w tej szkole. Należy do najlepszej grupy.
-
Jakiej grupy?
-
Musisz się jeszcze wiele nauczyć o tej szkole. Chodź, wszystko ci opowiem. Mamy
jeszcze pół godziny przerwy, a potem W - F.
- A nie
informatyka?
- Pan
od W - Fu i informatyki zamienili się miejscami, więc mamy teraz W - F.
Alicja wytłumaczyła, że w ich szkole jest
kilka grup. Najlepsza grupa to „Poskramiacze Nocy” (do nich właśnie należy
Nocny Sługa). Po za tym jest jeszcze kilka innych mocnych grup. Ona należy do
„Służących Afrodyty”. To właśnie w czasie chrztu grupa wybiera „nowe imię”
uczestnika. Łucja z obojętnością oświadczyła, że nie będzie należeć do żadnej z
grup.
- To
nie możliwe. W końcu do jakiejś się zaliczysz, nawet nie będziesz wiedzieć
kiedy.
W końcu
zadzwonił dzwonek. Obie dziewczyny poszyły przebrać się w strój.
Ich
nauczycielem W - Fu był wysokim mężczyzna o fioletowych oczach, ciemnej
karnacji i jasnobrązowych włosach. Ręce miał owłosione i, jak ćwierć chłopców
z klasy, bokobrody. Zajęcia odbywały się w wielkiej hali sportowej. Po
rozgrzewce trener wybierał dwie drużyny. Dziewczęta kontra chłopcy. Łucja i
Alicja dużo biegały, co było zupełną przeciwnością reszty dziewczyn. One tylko
chodziły z jednej strony boiska na drugą. Chłopcy byli z tego tytułu bardzo zadowoleni.
Wygrywali dwudziestoma punktami. Zaczęli drwić z Łucji i Alicji. Brązowowłosa
dziewczyna bardzo lubiła pokazywać na co ją stać. Wzięła się w garść i ponownie
zaczęła grać. Prawie wszystkie rzuty były celne. Czasami rzucała z połowy
boiska. Świetnie umiała odebrać piłkę przeciwnikowi, a jej nikt. Nauczyciel był
pod wielkim wrażeniem.
- Co
wam się dzieje?! Chcecie, żeby dziewczyna, zwykła dziewczyna, was pokonała?! -
rzekł zachęcająco, podkreślając słowo „dziewczyna”.
Choć
chłopcy starali się, to i tak nie wychodziło. Łucja była zbyt szybka i zwinna.
W końcu jeden z nich rozzłościła się. Wziąwszy rozpęd pobiegł na dziewczynę
najszybciej jak potrafił. Gdy oboje się zetknęli, nastolatka lekko wzbiła się w
powietrze i uderzyła głową w ścianę. Przed jej oczami pojawiał się zamazany
obraz. Widziała dookoła siebie ludzi, którzy coraz bardziej się oddalali.
Straciła przytomność. Wilkołak, który ją uderzył, został porządnie skarcony.
- Rozdział poprzedni: Rozdział 1: Niezwykły dom
- Rozdział następny: Rozdział 3: Wojownik Ciemności
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz