piątek, 3 lipca 2015

Rozdział 3: Wojownik Ciemności

       Straszliwy ból przeszywał jej głowę. Nie mogła otworzyć oczu, gdyż większy wysiłek powodował falę ogromnego bólu. W końcu zmusiła się do otworzenia. Była u siebie w pokoju, leżała na łóżku. Ból pomału przechodził. W końcu wstała i udała się do łazienki. W lustrze zauważyła coś dziwnego. Jej prawe oko do połowy było zalane czerwienią. Lekko się przeraziła, lecz gdy przetarła oczy, wszystko znikło. Wzięła szybki prysznic i ubrała się w świeże ciuchy. Zeszła do kuchni przez schody prowadzące na parter, zauważyła, że jej mama rozmawia z wychowawcą. Był nim starszy mężczyzna z siwymi włosami i króciutką brodą. Nosił brązowe okulary z grubymi szkłami. Ubrany w brązowy, elegancki garnitur i czarne buty.

       Przy stole, na najbardziej oddalonym krześle, siedział chłopak. Miał on lekko uniesione do góry, jasnobrązowe włosy. Zielono-niebieskie oczy wykazywały inteligencję. Dzięki wysokim kościom policzkowym i bladej cerze wyglądał przepięknie. Na policzkach malowały się lekkie rumieńce. Ubrany w czerwoną, skórzaną kurtkę i czarne dżinsy. Wyglądał, jak by był w wieku Łucji.
       Siedział nieruchomo oparty łokciami o stół. Głowę miał spuszczoną, jakby spał. Gdy Łucja zjawiła się w kuchni, chłopak pomału uniósł ją. Ujrzał piękną dziewczyną o lśniących zdrowiem, brązowych włosach. W świetle zaś zdawały się wchodzić pod szkarłat. Złote oczy świeciły przejrzystością. Z jej twarzy zupełnie odpłynęła krew, nawet rumieńców nie miała. Jedynie krwiste usta odznaczały się na pobladłej twarzy. Ubrana była w seledynową bluzę z białymi, anielskimi skrzydłami. Na nogach miała szare dresy i białe skarpetki.
       Opierając się o ścianę pomału szła w kierunku lodówki. Chłopak bacznie ją obserwował, a ona nawet nie zerknęła na niego. Myślała tylko o położeniu ziemnego, kojącego lodu na jeszcze bolącej głowie. Szła cicho, jak kot. Dopiero gdy otworzyła lodówkę dorośli zwrócili na nią uwagę.
       - Łucja, nic ci nie jest?   
       - Zostaw mnie - wymamrotała pod nosem. - Poradzę sobie.
       - Alanie, przywitaj się - rzekł wychowawca do chłopaka. - Alan to mój wnuk. Jutro idzie do szkoły. Jest w twoim wieku…
       - … i będę chodził z tobą do klasy - dokończył chłopak.
       - Spoko. Łucja, mów mi Luc. A teraz wybaczcie, ale boli mnie głowa - dodała z wysiłkiem.
       - Łucja, ani mi się waż pobić tego chłopaka, jasne? - powiedział szybko mama, wiedząc co jej córka może zrobić. Ale odpowiedź nie padła. - Jasne? - Łucją stała wyprostowana i rozglądała się, jakby jej to nie dotyczyło. - Łucja!
       - Och…! No dobra i tak nie wiem, który to - rozzłościła się.
       - Nawet się nie waż go dotknąć. Byłaś tylko jeden dzień w szkole, a o mało co nie pobiłaś dwóch osób.
       Mama patrzyła na nią surowym wzrokiem. Chłopak lekko uśmiechnął się pod nosem. Łucja pokręciła oczami i kiwnęła potakująco głową. Potem zniknęła im z oczu. Jej mama jeszcze długo prowadziła rozmowę na temat Łucji, mówiąc, że to nie jest łatwe i zwykłe dziecko.
       Następnego dnia Łucja znów pojawiła się w szkole. Alicja zasypała ją milionami pytań, na które żywo odpowiadała. Opowiedziała jej także o chłopaku, którego widziała w domu.
       - To jest Alan. Jest wnukiem naszego wychowawcy.
       - To akurat wiem i będzie z nami chodził do klasy.
       - Naprawdę!? O matko, już nie mogę się doczekać! Jest taaaki przystojny.
       - Będzie tu pierwszy raz?
       - Nie, był tu od początku. Nikt nie zna szkoły tak dobrze jak on. Jego przezwisko to Wojownik Ciemności. Także należy do Poskramiaczy Nocy. W tamtym roku mówili, że przenosi się do Pekinu, ale widać, że wrócił. Spodobał ci się, co? - szturchnęła koleżankę z głupawym uśmiechem.
       - Mnie nie interesują chłopcy - odpowiedziała obojętnie.
       - Naprawdę?! W tym wieku powinnaś się nimi bardzo interesować. Wyglądem zresztą też.
       - Jak mam znaleźć sobie chłopaka, to mam mu się podobać taka, jaka jestem naprawdę.
       - W sumie masz rację, ale ja wolę się podlizywać - uśmiechnęła się serdecznie. - Ty i Wojownik Ciemności macie bardzo podobne charaktery i poglądy na świat.
       Łucja wzruszyła ramionami. Krótko po tym, po korytarzu rozległ się dźwięk dzwonka. W tej szkole nauczyciele byli bardzo punktualni, więc w jednej chwili wszyscy weszli do klasy. Mieli aktualnie godzinę z wychowawcą. Nie wiadomo w jaki sposób Wojownik Ciemności, w czasie krótszym niż sekunda, znalazł się koło dziadka. Łucja nie mogła tego pojąc, nawet nie mrugnęła oczami, a wydawało jej się, że tak.
       Gdy uczniowie zauważyli kolegę z poprzedniego roku, zaczęli bić brawo i klaskać. Chłopak na środku się wygłupiał, doprowadzając klasę i nauczyciela do napadów śmiechu. Tylko jedna, jedyna osoba nawet nie wskazała rozbawienia. Dziewczynie z ostatniej ławki nawet nie drgnęły kąciki ust. Chłopak, gdy ją zauważył, posmutniał. Chciał sprawić, aby się zaśmiała. Usłyszeć słodki głos jej śmiechu. Zobaczyć rozpromienioną twarz Luc, lecz nic z tego. Wszelkie starania poszły na marne. Siedziała smutna, obojętna i poważna. Patrzyła na niego, patrzyła mu prosto w oczy i nic…
       Gdy Wojownik Ciemności już usiadł, nauczyciel zaczął rozmowę. Mówił o zachowaniu i nowym roku szkolnym. Łucja w skupieniu słuchała wszystkiego. Gdy tylko uczniowie usłyszeli dzwonek, wszyscy zaczęli wstawać z siedzeń. Jako pierwsza wyszła Luc. Zaraz po niej mieli wyjść inni, lecz nauczyciel zatrzymał wszystkich. Zamknął drzwi i powiedział.
       - Uważajcie na Łucję. Ona nie jest taka jak wy. To zwykły człowiek, śmiertelnik. Musicie ukrywać przed nią swe moce i wytłumaczyć zachowania innych, w razie konieczności. Dar Elfa, ty spędzasz z nią najwięcej czasu, więc pilnuj jej. Ona umie sobie poradzić z zwykłymi ludźmi, ale z wami jest zupełnie inaczej. Dobrze o tym wiecie.
       - To co ona tu robi? To szkoła dla nas, a nie śmiertelnych.
       - Jej matka była kiedyś bliską przyjaciółką dyrektora. To ze względy na nią dyrektor przyjął ją do szkoły.
       - Ale przecież jej młodsza siostra chodzi do normalnego liceum.
       - Tak, ale ona jest zbyt niebezpieczna na zwykłą szkołę. Ona naprawdę umie się bronić. Musicie wytrzymać.
       - Ale ona jest dziwna. W ogóle się nie uśmiecha. Widział ktoś, aby się choćby trochę uśmiechnęła? - wtrącił ktoś z końca sali.
       - Nie. - padały odpowiedzi.
       - Wiem, ale tego musicie się już indywidualnie dowiedzieć. A teraz możecie iść.
       Wszyscy wyszli z klasy. Oczywiste jest to, że większość osób udała się rozgłosić tą wiadomość starszym i młodszym uczniom. Już po paru minutach prawie cała szkoła wiedziała, że Łucja jest zwykłym człowiekiem.
       Tylko dwie osoby nikomu o tym nie powiedziały. Była to Dar Elfa i Wojownik Ciemności. Oni z całego serca pragnęli ujrzeć, jak Luc się uśmiecha, a nawet śmieje. Oboje chcieli ją do tego doprowadzić, lecz Wojownik Ciemności postanowił zadziałać nieco szybciej.
       Łucja szła przez korytarz z Darem Elfa, która opowiadała śmieszne historyjki i była cała rozpromieniona. To było dla niej naturalne, a dla Łucji zupełnie obce. Te dwie dziewczyny różniły się od siebie charakterem, poglądem na świat, lecz wzajemnie się dopełniały. Były sobie bliskie. Niesamowicie szybko stały się przyjaciółkami. Łucja jeszcze nigdy nie zawarła tak szybko przyjaźni. Szczerej przyjaźni.
       - Chodź, pokażę ci wspaniałe miejsce, gdzie nikt się nie pokazuje. Każdy się go boi, nawet ja, ale ty na pewno nie będziesz się bała. A z tobą pójdę nawet na koniec świata. - dodała szybko.
       Alicja zaprowadziła ją na trzecie piętro. Stanęły przed ukrytymi drzwiami, w głębi korytarza. Drzwi były szare i widniały na nich odciski pazurów. Dar Elfa czuła lęk i nie ukrywała tego.
       - Wiesz co? Ja jednak tam nie wchodzę. Ale czuję, że ty się tam dobrze poczujesz. Lubisz zagadki i tajemnice.
       - Jak chcesz, to nie muszę tam wchodzić.
       - Nie, wejdź. Ja poczekam, naprawdę.
       - Zaraz, a skąd wiesz, że lubię zagadki i tajemnice?
       - Mam ten dar. - uśmiechnęła się szczerze.
       - A co tam jest?
       - Tego ja już ci nie mogę powiedzieć. To ty mi powiesz.
       Łucja przepełniona ciekawością, śmiało otworzyła drzwi. Przed nią pojawiły się stare, drewniane schody, takie same, jak do jej pokoju przed przemianą.
       Było tam ciemno, lecz Łucja bez problemu wszystko widziała. W końcu schody się skończyły. Przed nią stała wysoka ściana. Nie było żadnych drzwi. Przez chwilę rozglądała się, lecz gdy spojrzała w górę, zauważyła klapę. Klapa otwierała się do środka. Podskoczyła i złapała za przyspawany do klapy kawałek metalu. Klapa bez najmniejszego oporu otworzyła się.
       Łucja wspięła się i weszła do środka. Było tam duszno i ciemno. Podłoga skrzypiała, a na niej leżały porozrzucane książki. Wszędzie było pełno kurzu. Nawet w powietrzu było go czuć. Przy ścianach stały rośliny. Pozbawione wody, szare i zwiędłe. Łucja podeszła do jednej z nich i delikatnie przetarła liście. Te w jej dłoniach rozkruszyły się i odpadły na ziemię. Nad rośliną wisiał ogromny obraz. Pokryty grubą warstwą kurzu, zasłaniał całe malowidło.
       - Co tutaj robisz? - zapytał głos dochodzący zza jej pleców.
       Łucja lekko się zlękła. Gdy się odwróciła, zauważyła świecące oczy w ciemnościach. Miały one niebieski kolor, potem stały się zielone. Z cienia wyszedł chłopak. Był to Alan, Wojownik Ciemności. Jego oczy znów miału kolor niebiesko-zielony.
       - To ty - rzekła z ulgą Łucja.
       - Nikt tutaj nie wchodzi, oprócz mnie.
       - Dostałam inne informacje, ale teraz i mnie - rzekła odważnie.
       - Wiesz, jedna rzecz mnie zastanawia. Dlaczego się nie uśmiechasz, śmiejesz?
       - To nie twoja sprawa - odpowiedziała z lekką wściekłością w głosie.
       - Ale chciałbym żeby była moja.
       Alan zaczął pomału do niej podchodzić, a Luc się cofała. W końcu została przybita do ściany. Chłopak jej nie dotykał, ale czuła się nieswojo. Patrzyli sobie w oczy. Dziewczyna zauważyła, że po jego oczach przejechał złoty blask. Chociaż chciała oderwać od nich wzrok, to nie mogła tego zrobić. Te oczy były zbyt magnetyczne.
       - Chcę żebyś się uśmiechnęła, zaśmiała i pokazała swoje piękne, białe zęby - mówił czule i wpatrywał się w nią swoim hipnotyzującym, wampirzymi oczami.
       Łucja przez chwilę stała, jakby na coś czekała. W końcu przekręciła głowę na bok i rzekła.
       - Dzięki, że chcesz dla mnie jak najlepiej i… żebym była szczęśliwa, ale… - zawahała się. - Lepiej już pójdę - oznajmiła szybko.
       Łucja zwinnie go ominęła i ze smutną miną zeszła na dół.
       Wojownik Ciemności wciąż nie zmienił pozycji, wpatrywał się w miejsce, gdzie patrzył prosto w oczy Luc i rzucał na nią swój wampirzy urok. Oparła mu się. Zwykła dziewczyna oparła się jednemu z najpotężniejszych wampirów świata. Śmiertelniczka. Nawet inne wampirzyce, wampiry, wilkołaki i wszyscy inni nie dali rady. A ona… Jak gdyby nigdy nic, poszła sobie.
       „- Ona nie może być zwykłą dziewczyną. To niemożliwe. Nikt jeszcze nie oparł się mojemu czarowi, nikt. - myślał.”
       Ale co to? Alan przykucną przy roślinie, którą dotykała Łucja. Ta sama rozkruszyła się. Miliony kawałeczków spadło na stare podłoże. W miejsce rośliny wyrosła nowa. Zielona, pełna życia. Chłopak na własne oczy widział, jak kwiat niewiarygodnie szybko rósł. Z jego włoskowatej łodygi wyrosły mniejsze, a na nich liście. Na szczytach łodyg pojawiały się kwiaty. Biało-niebieskie kielichy rozpostarły swoje płatki odsłaniając żółte pręciki. Alan jeszcze nigdy nie widział takiego kwiatu. Przepiękny. Gdy dotknął płatka jednego z trzech kwiatów, poczuł niespotykaną przyjemność. Był on tak delikatny, jak puch chmury.
       Luc leniwym krokiem schodziła ze schodów. Rozmyślała nad uczuciem jakie niedawno doznała. Nie potrafiła go określić. Zanim się obejrzała, stała przed przyjaciółką.
       - Co się stało? Dlaczego jesteś taka smutna? - zaniepokoiła się
       - Nic… Po prostu nic ciekawego tam nie było, a czekałam na nie wiadomo co. - spoglądnęła jeszcze raz na schody. - Chodźmy, zaraz zaczną się lekcje.
       Przez resztę dnia nastolatka nie spotkała już chłopaka, którego widziała na strychu szkoły. Do końca lekcji ukrywał się na dachu, za kominem. Rozmyślał, co ma zrobić. Nie mógł tak tego zostawić. Ona była niezwykła. A jeżeli to prawda, to czeka ją ciężki okres, w którym nie może zostać sama.
       W czasie ich ostatniej lekcji, Wojownik Ciemności udał się do dyrektora. Szedł przed siebie, nawet nie rozglądając się. Po drodze widział paru uczniów, którzy pouciekali z klas, aby porozmawiać. Bez pukania wszedł do pokoju sekretarki. Nie patrząc na nią szedł w stronę drzwi do gabinetu dyrektora.
       - Nie możesz tam wejść! - uprzedziła sekretarka, lecz chłopak nie zareagował
       Nie pukając wszedł do gabinetu. Z głośnym hukiem zamknął za sobą drzwi. Arkadiusz podniósł głowę i wcale nie był zdziwiony. Zresztą żył już tyle lat i widział tyle rzeczy, że nic go już raczej nie zdziwi.
       Jego gabinet nie był duży. Mieściła się tam duża drukarka, biurko, fotel i półka z kilkoma trofeami. Cztery ściany miały kolor pomarańczy, a drukarka była szaro-żółta. Na biurku znajdował się płaski ekran komputera, bezprzewodowa klawiatura i muszka. Po lewej stronie, na skraju znajdował się biały telefon stacjonarny. Na całym biurku porozrzucane były najrozmaitsze dokumenty. A na przeciwnej ścianie zawieszona była żółto-czerwona tarcza z lotkami.
       Młodzieniec bez skrępowania podszedł do biurka i oznajmił.
       - Chcę porozmawiać o Łucji.
       Dyrektor wskazał fotel stojący przed biurkiem. Odłożył wszystko, oparł łokcie o biurko i zaplótł palce dłoni.
       - Słucham, co chcesz o niej wiedzieć?
       - Chcę powiedzieć, że ona nie jest zwykłym człowiekiem
       - Wojowniku Ciemności, nie mam czasu na głupie, nawet nie śmieszne, żarty.
       - Ale ja nie żartuję.
       - Nie chcę słuchać takich bredni!
       - Ale przynajmniej mnie wysłuchaj!
       - Och… No dobrze! Ale jeżeli mnie okłamujesz, to gorzko pożałujesz.
       - Byłem na strychu. Jak na każdej przerwie, gdy ona tam weszła. Podszedłem do niej i chciałem żeby się uśmiechnęła, ale... - zawahał się
       - Ale…?
       - Ona mi się oparła. Użyłem moich zdolności. A ona jak gdyby nigdy nic, poszła sobie. Przecież użyłem na nią całej swojej siły. Mojego najpotężniejszego zaklęcia! I jeszcze kwiatek, którego wcześniej dotknęła, rozkruszył się, a w jego miejsce wyrósł inny. Takiego jeszcze nie widziałem.
       - Hm… To bardzo interesujące, co mówisz. Ale to nie możliwe. Jej matka jest zwyczajna, a ojciec tym bardziej. A nawet jeżeli, to przecież jesteś jednym z najpotężniejszych na świecie.
       - No właśnie. A jeżeli kimś tam jest, to przed nią ciężkie chwile.
       - Masz rację. Lecz lepiej poczekajmy jeszcze chwilę. Przed nią nadal trzeba ukrywać wasze zdolności. A teraz idź już do domu. Za pięć minut dzwonek. 

Przejdź do:
- Rozdział poprzedni: Rozdział 2: Dziwna szkoła

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy